Choûm!!! (Szum!!!) w srodku nocy zakrzyknal wagonowy tuz nad uchem. Polprzytomny zerwalem sie by zobaczyc jak pociag stoi w srodku niczego, gdzies z dala polyskiwaly jedynie swiatla samochodow. Nadjechaly. Wylacznie Toyoty jak w filmie o Talibach czy innym tam Afganistanie, niezle. Ktos zalatwil mi miejsce w jednym z nich i ruszylismy. Daleko jednak nie ujechalismy, po kilkuset metrach zatrzymalismy sie w jakiejs ciemnej dziurze i wsyzscy wysiedli. Nie powiem, strachu sie najadlem. Zapedzono nas do jakiejs ciemnej nory, gdzie spalo juz kilku facetow. Coz bylo robic, po wypaleniu pol paczki papierosow, polozylem sie obok nich.
Sabahu al'hayr, zaspiewal ktos pieknym glosem... Co to, juz rano?! A wydaje sie ze spalem 15 minut. Powraca tez nadzieja i radosc, w swietle dziennym wioska nie prezentuje sie juz tak niepokojaco. Ladujemy sie w inny pojazd, jeszcze tylko wymiana kola w srodku pustyni, i po kilkunastu godzinach w podrozy wreszcie jestem na campingu. Tak skonczyla sie moja podroz najdluzszym pociagiem swiata :)