Po emocjonującej podróży miły rest u Justusa w Atar. Justus i Cora mieszkają i prowadzą własne gospodarstwo w Atar już od 18 lat. Ostatni bastion Europy na Saharze, jest kibel i od czasu do czasu internet. Są namioty i kuchnia, w której pracują Mauretańczycy, może nie najtańsza ale godna polecenia. Mauretańczycy w ogóle są wyjątkowo spoko, choć prawdą jest co powiedział pewien Marokańczyk z Casablanki: po co Ty tam jedziesz? U nas są dziewczyny, jest haszysz, jest whisky, a tam? Tam oni się tylko modlą. I jest w tym dużo prawdy. Modlitwa dla Mauretańczyka jest zupełnie oczywista i wyjątkiem są sytuacje kiedy zdarzy się mu którąś z modlitw opuścić. Modlą się strażnicy graniczni, kierowca taksówki, naczelnik stacji kolejowej w Choum. Właściciel restauracji, kucharz, współpasażerowie w pociągu. Można szybko się przyzwyczaić. Nie spotkałem się jednak z postawami skrajnymi, raczej zainteresowaniem obcym i prawdziwą gościnnością.
Kontakt do Justusa: justusbuma@yahoo.com http://www.bab-sahara.com/
W Atar poznaję również Christine Bergougnous, Francuzkę która do Mauretanii wyjeżdża już kolejny raz, nie tylko poznając ale i pomagając lokalnym społecznościom. Organizuje pomoc medyczną, prowadzi również zajęcia w tutejszych szkołach. W ten sposób w miejsce Szingitu, jednego z najważniejszych miast Sahary i tradycyjnego miejsca kultu, podróżujemy do Ouadane, o niewiele mniejszym znaczeniu. Wiadomo mi tylko tyle, że po przejechaniu 150 km przez bezdroża Sahary oczekiwał nas będzie tam niejaki Ahmed, dyrektor miejscowej szkoły. Ale do tego było jeszcze daleko :)
Kontakt do Christine: christineb.fr@gmail.com http://terresdesables.blogspot.com/