Kawal pustyni juz za mna, jeszcze wiekszy przede mna. Dzieje sie. Od Tan Tan podrozuje na stopa, hej przygodo! W Tarfaya dostalem sie do obozowiska Sahrawich, rdzennego ludu tej niegoscinnej ziemi. Sahrawi sa dla odmiany nadzwyczaj goscinni, spedzilem wspaniala noc w tradycyjnym obozowisku. Mam tez juz jednego majfrenda na stale, to znaczy przyczepil sie wczoraj i do domu nie chce wracac. Ubolewa bardzo, ze nie ma paszportu i do Mauretanii pojechac nie moze. Oczywiscie nie ma tez pieniedzy, takze kawe, papierosy i jedzenie musze mu liczyc na poczet znajomosci :) Za to mam wszystko o polowe taniej co w zasadzie na jedno wychodzi. O malo nie dostalem tez skorzanej kurtki na pustynie, podobno niezbednej do przezycia. Zaryzykuje jednak. Jest pieknie, tylko znad oceanu wieje jak jasna cholera. Pozdrawiam slonecznie, salaam!!!