Pisane w M’hamid, 49 dni do Timbuktu.
W ekspresowym iscie tempie (nie obylo sie bez drobnych incydentow) przekroczylismy Brame Sahary, przelecz Tizi n’Tichka w lancuchu Wysokiego Atlasu. Pyl jest wszedzie, znad pustyni zawiewa wciaz cieply wiatr niosacy tumany kurzu. Komputery pamietaja jeszcze Krola Cwieczka, ale wifi jest juz pod kazda praktycznie strzecha (najczesciej wykonana tradycyjnym sposobem z bambusa i gliny). Przy probie uruchomienia PC-ta nastapila niewielka eksplozja w najblizej mnie ulozonym klebku kabla, jednak natychmiast uruchomiona akcja ratunkowa odniosla pelen sukces. Z powodu ulomnosci sprzetu poki co nie zobaczycie niestety zdjec.
A bylismy na Ergu Chegaga, morzu piaskow posrod kamiennej hamady. To zdaje sie najwyzszy, a z pewnoscia najbardziej rozlegly obszar pokryty zlocistymi piaskami, tworzacymi tutaj nawet trzystumetrowe wydmy. Bajka. W Warzazat o malo nie napilem sie kawy. Na sali ni nigdzie indziej kelnera nie bylo zadnego, zamowilem wiec i zaplacilem za kawe przy barze. Facet za szynkiem pieniazki przyjal wykonujac jednoczesnie ruch reka w blizej nieokreslonym kierunku. Wobec braku jakiegokolwiek juz zainteresowania z jego strony uznalem to za zaproszenie do stolika i skorzystalem. Po dziesieciu minutach pojawil sie kelner z pytaniem czego bym sobie zyczyl. Wyjasnilem ze za kawa czekam. Cos mruknal i odszedl, lecz po krotkim namysle powrocil i zaczyna do mnie w te slowa: Jam jest obsluga tej sali i ja wiedziec musze o panskim zamowieniu, a ja nic nie wiem! Jakze tak? Cierpliwie tlumaczac uzyskalem tyle, ze jeszcze tylko dwa razy zapytal mnie jaka to kawa byc miala i juz moglem sie napic. Na autobus dotarlem na piec minut przed odjazdem, Bogu dziekujac za szczesliwe powodzenie calej sprawy.
W Marrakeszu zas znowu sytuacja wygladala tak. Dziewczynki wracaly z umytymi juz garnkami tajine (tadzin, wykonanymi z gliny) niefortunnie w czasie zabawy rozbijajac jedna z nich. Wlascicielka popatrzyla smutnym wzrokiem na rozrzucone wokol skorupki, po czym… rzucila w to samo miejsce drugi garnek. Skorupek przybylo ale wraz z nimi powrocil tez o dziwo dobry humor. Widocznie tak tutaj maja: wszystko albo nic.